O mnie

Moje zdjęcie
Gotowanie to takie moje czary-mary. Zabawa, której efekt nigdy do końća nie jest mi znany. Chyba nie przestanę się dziwić, że tak zwykłe składniki są potrzebne do wykonania czegoś niezwykłego. Lubię dreszczyk emocji, kiedy ciasto rośnie w piekarniku i nie cierpię czekania, kiedy musi ostygnąć. Zapraszam na proste, smaczne małe "co nieco"!

26 sierpnia 2012

Pizza- powrócić tam na chwilę...

Zatęskniłam.

Za słońcem we Włoszech,
za lodami pistacjowymi,
za kostką, po której chodzenie w szpilkach powino  być dyscypliną sportową,
za wszędobylskimi skuterami i rowerami...
i za pizza, którą jedliśmy prawie każdego dnia.

Podwijamy więc rękawy, dodajemy do tych składników odrobiny chęci i już lada moment, będziemy we Włoszech.



Składniki na 1 dużą pizze

ciasto:

500 g maki pszennej - (2 szklanki)
50 g drożdzy (pół opakowania)
3/4 szklanki ciepłej wody
1/4 szklanki mleka
2 łyzki oliwy+ oliwa do nacierania ciasta
pół łyżeczki cukru
1 łyżeczka soli
1 łyżka przecieru pomidorowego

dodatki:

pomidorki koktajlowe
szynka
parmezan
rukola
oliwa z oliwek
kilka kropel octu balsamicznego

Drożdze mieszamy w wodzie i mleku, tak aby się rozpuściły. Dodajemy cukier. Mieszamy. Odstawiamy w ciepłe miejsce na ok 10-15 min. przykryte bawełnianą ściereczką, do wyrośnięcia.

Kiedy drożdze wyrosną, dodajemy mąki, oliwy, soli- zagniatamy ciasto.
Proponuje odłożyć je jeszcze na 5 min przykryte ściereczką, po czym rozwałkować.
Nacieramy ciasto oliwą z oliwek i przecierem pomidorowym. Dodajemy odrobinę soli. Pieczemy 10 min w tem. 180 stopni.
Wyjmujemy.
Dodajemy dodatki: pomidorki, szynkę (u mnie z braku prosciutto była szwardzwaldzka), mozzarelę.
Wkładamy dosłownie na 3 min, aby ser (!) lekko się rozpusćił. Po wyciągnięciu z piekarnika posypujemy rukolą i parmezanem (startym na wiórki).





Do pizzy przesyłam włoskie migawki.
Smacznego!









więcej można poczytać  w zakładce "po mojemu"

22 sierpnia 2012

Tagliatelle z kurkami i sosem śmietanowym

Ochota. Czasami dopada nas z nienacka. Przychodzi, czai się, trąca.  Mówią, że nie należy ulegać pokusom.
A właściwie, dlaczego nie?

Dlaczego nie rozpieszczać siebie samego, tym, co lubimy najbardziej. Dlaczego nie podarować sobie chwili, na którą mamy chęć. Dlaczego nie ukoić podniebienia (bo przecież cały czas o jedzeniu mowa ;).

Taki wlaśnie jest plan!

Tagliatelle z kurkami i sosem śmietanowym




Kilka "gniazdek" włoskiego makarou gotujemy w osolonej wodzie.
W tym samym czasie, oczyszczone kurki zalewamy odrobiną wody i dodajemy łyżkę masła. Dusimy pod przykrywką, dodając odrobiny soli i pieprzu.
Kiedy woda z kurek odparuje dodajemy kolejną łyżkę masła i dusimy. Zalewamy śmietaną 30 %, przyprawiamy, dodajemy suszonej (lub świeżej) natki pietruszki. Dusimy jeszcze chwilę. Dodajemy ugotowany makaron, mieszamy z sosem (sos zostanie też wchłonięty przez makaron).
Posypujemy dużymi wiórkami sera (grand pando lub parmezan).


Smacznego :)

17 sierpnia 2012

Poland loves Pierogi!

Powrót z gór- z zatłoczonego Zakopanego. Pogoda nie rozpieszczała.
Na szczęście Kraków miał dla nas miłą niespodziankę. Festiwal Pierogów.
Kocham pierogi. W wielu wersjach.
A tu... do wyboru, do koloru:

Pierogi ruskie, z kapustą i grzybami, z kurkami, owocami, mozzarellą, kaszą, mięsem, łososiem i wiele innych- naprawdę nie zliczę wszystkich kombinacji. Było smacznie:)










7 sierpnia 2012

Kurczak z mango

Wraca era gotowania.
Wraca ochota, wracają pomysły

Tak trzymać!

A dzisiaj bardzo prosty kurczak w mango






































a wszystko czego nam trzeba to:

2 woreczki ryżu
2 piersi z kurczaka
2 łyżki oliwy z oliwek
4 łyżki  sosu słodko kwaśnego np. Tao Tao
1 mango

Ryż gotujemy w lekko osolonej wodzie.
Pierś z kurczka kroimy w paski, dusimy w małej ilości wody z oliwą z oliwek. Solimy, dodajemy pieprzu do smaku. Kiedy woda wyparuje, dodajemy sosu słodko kwaśnego i pokrojone w paseczki mango. Dusimy jeszcze chwilkę. Podejemy. Pycha!


A do przygotowań proponuję posłuchać:



miłego !


1 sierpnia 2012

Jest taki dzień!

Taki dzień, kiedy się nie chce.
Powtarzam jak mantrę: "Żeby mi się chciało, tak jak mi się nie chce!".
Nie wychodzi. Godziny w pracy się dłużą, przerwy jakieś takie krótkie, czuję naburmuszenie i jakoś tak od niechcenia odpowiadam. Mówię sobie- przeczekam.

Żeby przerwać złą passę "Niechcieja" wyciągam koleżankę  na zakupy. Odwiedzamy nowe sklepy. Nic nie wpada w oko. A nie! Jest! Fartuch... ("Fartuch??!! To już naprawdę nie ma nic innego do kupienia tylko fartuch?!" -wyobrażam już sobie komentarze.) A co? Ładny, w fioletowe kwiatki! Dobrze leży, trochę musiałam zawiązać na szyi- bo taka długa mi nie urosła, ale poza tym- super. No i cena - idealna.
Wracam z łowem (tak, tak- fartuchem) myśląc, że to znak na kuchenne podboje. O jak bardzo się myliłam...
Kiedy myślicie, że nie może być gorzej- lepiej to cofnąć. Gwarantuję. Może.
Nowy fartuch złożyłam w piękną, zgrabną kosteczkę. Szuflada zasunięta, w myśli przepis gotowy.

Wyciągamy artykuły. Jajka-są! (nie jest tak źle). Makaron- jest! (no i się zaczyna). "Za mało"- myślę.
Dołożę do spagetti farfalle (czytaj kokardki). W garnku bulgocze się woda.
Osoliłam? Osoliłam. Dobrze.
Teraz chwila cierpliwości. Niech się makaron ugotuje.
Czekam.
Jakoś tak się zaczekałam, że zamiast al dente wyszły miękkie kluchy.
No nic- myślę. Może jakoś to będzie. Odcedzam makaron. Połowa ześlizguje mi się do zlewu -super, po prostu idealnie.

Teraz punkt dania- sos ala carbonara. Szybko mieszam makaron, żeby tylko się nie ścięły jajka...
Ścięły się, oczywiście. Jedliście jajecznice z makaronem? Nie??????? Dziwne;)
A teraz gwóźdź programu. Tuńczyk! Taki był od początku przepis.
Pociągam delikatnie za wieczko. Tuńczyk w oleju. Fartuch schowany. Odcedzanie. Powolne...

Nacisnęłam za mocno! Wieko wpadło do środka! Pod ciśnieniem wypuszczając zawartość śmierdzącego (no proszę! niech ktoś mi nie mówi, że tuńczyk pachnie!) tuńczyka na moją świeżo wypraną bluzkę.
Nie... to mnie przerosło. Tłuste plamy- już  widzę jak proszek to "łyka".
Przebieramy się. W tym czasie makarony stygną.
Wykładam na talerz papkę. Aparat czeka w etui. Chwała za to... że go nie wyciągnęłam...
Położoną "paćkę" na talerz ogarniam posępnym wzrokiem. Duma nie pozwala nie zjeść. Przełyk nie pozwala połknąć. To chyba pierwsze danie, które wylądowało w koszu. No cóż, jest taki dzień... ;)


Ale ale! Żeby nie było! Zapraszam niedługo na przepysznego kurczaka z mango. Tu- już bez problemów;)