Sprzątanie.
Przedświąteczne.
Generalne.
Lepienie pierogów, krzątanie się po całym domu. Pakowanie prezentów. Bez karpia, bo nie potrafię spojrzeć tej rybie w oczy i pomyśleć, że ma wskoczyć na mój talerz. Wspomnienia z dzieciństwa, kiedy ów zwierz pływał w wannie a później "magicznie" znikał zrobiły swoje. Naszą więc "bidotę" zamienię na coś innego. Nie będzie też przesadnych wypieków, zrobię całoroczne, pięknie pachnące ciasto marchewkowe, które smakuje idealnie do herbaty czy kawy. Aromat skórki pomarańczowej rozejdzie się na cały pokój. I tak można delektować się nim w nieskończoność. Zapewne też nie skosztuję wszystkich dwunastu potraw, bo nie zmieszczę tego choćbym dorobiła się drugiego żołądka. Trudno, jak mówi tradycja, zabraknie czegoś w następnym roku, może za to docenię bardziej to, co już mam..?
W tym roku to będą spokojne Święta. Z kocem, nastrojową muzyką, dobrym filmem i spotkaniem z rodziną. Tego potrzeba, by odpocząć, nabrać dystansu.
Wszystkim zatem życzę spokojnych i radosnych Świąt Bożego Narodzenia.
Oby ze śniegiem!
O mnie
- Kamila
- Gotowanie to takie moje czary-mary. Zabawa, której efekt nigdy do końća nie jest mi znany. Chyba nie przestanę się dziwić, że tak zwykłe składniki są potrzebne do wykonania czegoś niezwykłego. Lubię dreszczyk emocji, kiedy ciasto rośnie w piekarniku i nie cierpię czekania, kiedy musi ostygnąć. Zapraszam na proste, smaczne małe "co nieco"!
23 grudnia 2012
8 listopada 2012
Kobieto- puchu marny (zjedz makarony)
Wracam do domu. Na zewnątrz ciemno, jakby ktoś nagle zgasił światło. A przecież to dopiero 16! Tyle planów przede mną, ale gdzie te chęci?
Pedałuję na rowerze stacjonarnym i żeby się nie zanudzić oglądam program kulinarny (o ironio!). Patrzę jak w Master Chef-ie robią cudowną delicję z kremem, albo pyszne makarony. Innym razem biegnę ulicami miasta (bo ile można ćwiczyć w domu) i myślę o tym, co przygotuję po prowrocie.
W myślach tyle pyszności, a kiedy jestem już na miejscu- apetyt odchodzi- ze zmęcznia.
Sprzeczności.
Wahania.
Rozbieżności.
= Kobieta.
Chęci. Raz są, raz ich nie ma wcale.
Ale...
Na makaron- ZAWSZE.
Tagliatelle z łososiem w sosie szpinakowo serowym
Na obiad. Na kolacje. Na często.
Smacznego!
Pedałuję na rowerze stacjonarnym i żeby się nie zanudzić oglądam program kulinarny (o ironio!). Patrzę jak w Master Chef-ie robią cudowną delicję z kremem, albo pyszne makarony. Innym razem biegnę ulicami miasta (bo ile można ćwiczyć w domu) i myślę o tym, co przygotuję po prowrocie.
W myślach tyle pyszności, a kiedy jestem już na miejscu- apetyt odchodzi- ze zmęcznia.
Sprzeczności.
Wahania.
Rozbieżności.
= Kobieta.
Chęci. Raz są, raz ich nie ma wcale.
Ale...
Na makaron- ZAWSZE.
Tagliatelle z łososiem w sosie szpinakowo serowym
Na obiad. Na kolacje. Na często.
Smacznego!
20 października 2012
11 października 2012
Alpy od kuchni
Wdech.
Świeże, rześkie powietrze. Przyjemnie chłodzi nos.
Mgła o poranku opadająca na dolne partie gór.
Wyciągnąć się leniwie, zjeść dobre śniadanie- ruszyć w góry.
A po wędrówce- zjeść coś dobrego.
W rejonie Salzburga pełno jest dań mięsnych: gulaszy, sznycli (schabowy x2), pieczeni. Jako dodatek- lokalne knedle, szpecle (kluski) lub po prostu frytki.
Smaczne. Szczególnie po długiej wędrówce...
Skonczył się sezon turystyczny- restauracje są puste, można poczuć klimat tego regionu.
Pierwsze danie: zupa pomidorowa z grzankami warzywnymi (cieniutkie chlebowe trójkąciki otoczone panierką z warzyw, pokrojonymi w kostkę- rewelacyjne!)
lub...
zupa czosnkowa z grzankami
Świeże, rześkie powietrze. Przyjemnie chłodzi nos.
Mgła o poranku opadająca na dolne partie gór.
Wyciągnąć się leniwie, zjeść dobre śniadanie- ruszyć w góry.
A po wędrówce- zjeść coś dobrego.
W rejonie Salzburga pełno jest dań mięsnych: gulaszy, sznycli (schabowy x2), pieczeni. Jako dodatek- lokalne knedle, szpecle (kluski) lub po prostu frytki.
Smaczne. Szczególnie po długiej wędrówce...
Skonczył się sezon turystyczny- restauracje są puste, można poczuć klimat tego regionu.
Pierwsze danie: zupa pomidorowa z grzankami warzywnymi (cieniutkie chlebowe trójkąciki otoczone panierką z warzyw, pokrojonymi w kostkę- rewelacyjne!)
lub...
zupa czosnkowa z grzankami
A na drugie danie?
Kto co lubi:
wersja wegetariańska- ryba z ryżem i warzywami
pieczeń w sosie z knedlem
gulasz ze szpeclami
sznycel- wprost dla mnie ;) (ps. szkoda, że nie widzieliście mojej miny kiedy to wnieśli :O )
PS. Dziękuję wszystkim biesiadnikom za cierpliwość do moich zdjęć. Za plamy na obrusie podczas kosztowania Waszych potraw- przepraszam ;)
10 października 2012
3 września 2012
Pasta i basta!
-"Przedstaw się nam"
- Mam na imię Kamila i bardzo lubię gotować.
(i to wcale nie jest klub uzależnień, a zwyczajne szkolenie w pracy ;)
I widzę błysk w oku rozmówcy (tu rozmówczyni). Wymieniamy uśmiechy. Od razu widać, kto tematem "kuchni" nie pogardzi. Wtedy rozmowa o czasie gotowania makaronu, o sosie, o ilości soli w potrawie wcale nie jest nudna. Padają przepisy, porady, wskazówki. Lubię to!
"Podam Ci super przepis..."
"Prosty-zobaczysz..."
Tagliatelle z suszonymi pomidorami, mozarella (wersja "wypasiona") i bazylią
Tagliatelle gotujemy ok 7 minut w osolonej wodzie z dodatkiem pół łyżeczki oliwy z oliwek.
Pomidory w zalewie kroimy na paseczki a kuleczki mozzarelli na pół. Bazylię rwiemy na mniejsze kawałeczki. Oliwę mieszamy z 1 ząbkiem czosnku, solą i pieprzem.
Kiedy makaron się ugotuje dodajemy pozostałe składniki. Mieszamy. Posypujemy parmezanem lub innym serem (np. pecorino)
Dekorujemy listkami bazyli i...
jemy:) i rozkoszujemy się prostotą dania
smacznego!
- Mam na imię Kamila i bardzo lubię gotować.
(i to wcale nie jest klub uzależnień, a zwyczajne szkolenie w pracy ;)
I widzę błysk w oku rozmówcy (tu rozmówczyni). Wymieniamy uśmiechy. Od razu widać, kto tematem "kuchni" nie pogardzi. Wtedy rozmowa o czasie gotowania makaronu, o sosie, o ilości soli w potrawie wcale nie jest nudna. Padają przepisy, porady, wskazówki. Lubię to!
"Podam Ci super przepis..."
"Prosty-zobaczysz..."
Tagliatelle z suszonymi pomidorami, mozarella (wersja "wypasiona") i bazylią
Tagliatelle gotujemy ok 7 minut w osolonej wodzie z dodatkiem pół łyżeczki oliwy z oliwek.
Pomidory w zalewie kroimy na paseczki a kuleczki mozzarelli na pół. Bazylię rwiemy na mniejsze kawałeczki. Oliwę mieszamy z 1 ząbkiem czosnku, solą i pieprzem.
Kiedy makaron się ugotuje dodajemy pozostałe składniki. Mieszamy. Posypujemy parmezanem lub innym serem (np. pecorino)
Dekorujemy listkami bazyli i...
jemy:) i rozkoszujemy się prostotą dania
smacznego!
26 sierpnia 2012
Pizza- powrócić tam na chwilę...
Zatęskniłam.
Za słońcem we Włoszech,
za lodami pistacjowymi,
za kostką, po której chodzenie w szpilkach powino być dyscypliną sportową,
za wszędobylskimi skuterami i rowerami...
i za pizza, którą jedliśmy prawie każdego dnia.
Podwijamy więc rękawy, dodajemy do tych składników odrobiny chęci i już lada moment, będziemy we Włoszech.
Składniki na 1 dużą pizze
ciasto:
500 g maki pszennej - (2 szklanki)
50 g drożdzy (pół opakowania)
3/4 szklanki ciepłej wody
1/4 szklanki mleka
2 łyzki oliwy+ oliwa do nacierania ciasta
pół łyżeczki cukru
1 łyżeczka soli
1 łyżka przecieru pomidorowego
dodatki:
pomidorki koktajlowe
szynka
parmezan
rukola
oliwa z oliwek
kilka kropel octu balsamicznego
Drożdze mieszamy w wodzie i mleku, tak aby się rozpuściły. Dodajemy cukier. Mieszamy. Odstawiamy w ciepłe miejsce na ok 10-15 min. przykryte bawełnianą ściereczką, do wyrośnięcia.
Kiedy drożdze wyrosną, dodajemy mąki, oliwy, soli- zagniatamy ciasto.
Proponuje odłożyć je jeszcze na 5 min przykryte ściereczką, po czym rozwałkować.
Nacieramy ciasto oliwą z oliwek i przecierem pomidorowym. Dodajemy odrobinę soli. Pieczemy 10 min w tem. 180 stopni.
Wyjmujemy.
Dodajemy dodatki: pomidorki, szynkę (u mnie z braku prosciutto była szwardzwaldzka), mozzarelę.
Wkładamy dosłownie na 3 min, aby ser (!) lekko się rozpusćił. Po wyciągnięciu z piekarnika posypujemy rukolą i parmezanem (startym na wiórki).
Do pizzy przesyłam włoskie migawki.
Smacznego!
więcej można poczytać w zakładce "po mojemu"
Za słońcem we Włoszech,
za lodami pistacjowymi,
za kostką, po której chodzenie w szpilkach powino być dyscypliną sportową,
za wszędobylskimi skuterami i rowerami...
i za pizza, którą jedliśmy prawie każdego dnia.
Podwijamy więc rękawy, dodajemy do tych składników odrobiny chęci i już lada moment, będziemy we Włoszech.
ciasto:
500 g maki pszennej - (2 szklanki)
50 g drożdzy (pół opakowania)
3/4 szklanki ciepłej wody
1/4 szklanki mleka
2 łyzki oliwy+ oliwa do nacierania ciasta
pół łyżeczki cukru
1 łyżeczka soli
1 łyżka przecieru pomidorowego
dodatki:
pomidorki koktajlowe
szynka
parmezan
rukola
oliwa z oliwek
kilka kropel octu balsamicznego
Drożdze mieszamy w wodzie i mleku, tak aby się rozpuściły. Dodajemy cukier. Mieszamy. Odstawiamy w ciepłe miejsce na ok 10-15 min. przykryte bawełnianą ściereczką, do wyrośnięcia.
Kiedy drożdze wyrosną, dodajemy mąki, oliwy, soli- zagniatamy ciasto.
Proponuje odłożyć je jeszcze na 5 min przykryte ściereczką, po czym rozwałkować.
Nacieramy ciasto oliwą z oliwek i przecierem pomidorowym. Dodajemy odrobinę soli. Pieczemy 10 min w tem. 180 stopni.
Wyjmujemy.
Dodajemy dodatki: pomidorki, szynkę (u mnie z braku prosciutto była szwardzwaldzka), mozzarelę.
Wkładamy dosłownie na 3 min, aby ser (!) lekko się rozpusćił. Po wyciągnięciu z piekarnika posypujemy rukolą i parmezanem (startym na wiórki).
Do pizzy przesyłam włoskie migawki.
Smacznego!
więcej można poczytać w zakładce "po mojemu"
22 sierpnia 2012
Tagliatelle z kurkami i sosem śmietanowym
Ochota. Czasami dopada nas z nienacka. Przychodzi, czai się, trąca. Mówią, że nie należy ulegać pokusom.
A właściwie, dlaczego nie?
Dlaczego nie rozpieszczać siebie samego, tym, co lubimy najbardziej. Dlaczego nie podarować sobie chwili, na którą mamy chęć. Dlaczego nie ukoić podniebienia (bo przecież cały czas o jedzeniu mowa ;).
Taki wlaśnie jest plan!
Tagliatelle z kurkami i sosem śmietanowym
Kilka "gniazdek" włoskiego makarou gotujemy w osolonej wodzie.
W tym samym czasie, oczyszczone kurki zalewamy odrobiną wody i dodajemy łyżkę masła. Dusimy pod przykrywką, dodając odrobiny soli i pieprzu.
Kiedy woda z kurek odparuje dodajemy kolejną łyżkę masła i dusimy. Zalewamy śmietaną 30 %, przyprawiamy, dodajemy suszonej (lub świeżej) natki pietruszki. Dusimy jeszcze chwilę. Dodajemy ugotowany makaron, mieszamy z sosem (sos zostanie też wchłonięty przez makaron).
Posypujemy dużymi wiórkami sera (grand pando lub parmezan).
Smacznego :)
A właściwie, dlaczego nie?
Dlaczego nie rozpieszczać siebie samego, tym, co lubimy najbardziej. Dlaczego nie podarować sobie chwili, na którą mamy chęć. Dlaczego nie ukoić podniebienia (bo przecież cały czas o jedzeniu mowa ;).
Taki wlaśnie jest plan!
Tagliatelle z kurkami i sosem śmietanowym
Kilka "gniazdek" włoskiego makarou gotujemy w osolonej wodzie.
W tym samym czasie, oczyszczone kurki zalewamy odrobiną wody i dodajemy łyżkę masła. Dusimy pod przykrywką, dodając odrobiny soli i pieprzu.
Kiedy woda z kurek odparuje dodajemy kolejną łyżkę masła i dusimy. Zalewamy śmietaną 30 %, przyprawiamy, dodajemy suszonej (lub świeżej) natki pietruszki. Dusimy jeszcze chwilę. Dodajemy ugotowany makaron, mieszamy z sosem (sos zostanie też wchłonięty przez makaron).
Posypujemy dużymi wiórkami sera (grand pando lub parmezan).
Smacznego :)
17 sierpnia 2012
Poland loves Pierogi!
Powrót z gór- z zatłoczonego Zakopanego. Pogoda nie rozpieszczała.
Na szczęście Kraków miał dla nas miłą niespodziankę. Festiwal Pierogów.
Kocham pierogi. W wielu wersjach.
A tu... do wyboru, do koloru:
Pierogi ruskie, z kapustą i grzybami, z kurkami, owocami, mozzarellą, kaszą, mięsem, łososiem i wiele innych- naprawdę nie zliczę wszystkich kombinacji. Było smacznie:)
Na szczęście Kraków miał dla nas miłą niespodziankę. Festiwal Pierogów.
Kocham pierogi. W wielu wersjach.
A tu... do wyboru, do koloru:
Pierogi ruskie, z kapustą i grzybami, z kurkami, owocami, mozzarellą, kaszą, mięsem, łososiem i wiele innych- naprawdę nie zliczę wszystkich kombinacji. Było smacznie:)
7 sierpnia 2012
Kurczak z mango
Wraca era gotowania.
Wraca ochota, wracają pomysły
Tak trzymać!
A dzisiaj bardzo prosty kurczak w mango
a wszystko czego nam trzeba to:
2 woreczki ryżu
2 piersi z kurczaka
2 łyżki oliwy z oliwek
4 łyżki sosu słodko kwaśnego np. Tao Tao
1 mango
Ryż gotujemy w lekko osolonej wodzie.
Pierś z kurczka kroimy w paski, dusimy w małej ilości wody z oliwą z oliwek. Solimy, dodajemy pieprzu do smaku. Kiedy woda wyparuje, dodajemy sosu słodko kwaśnego i pokrojone w paseczki mango. Dusimy jeszcze chwilkę. Podejemy. Pycha!
A do przygotowań proponuję posłuchać:
miłego !
Wraca ochota, wracają pomysły
Tak trzymać!
A dzisiaj bardzo prosty kurczak w mango
a wszystko czego nam trzeba to:
2 woreczki ryżu
2 piersi z kurczaka
2 łyżki oliwy z oliwek
4 łyżki sosu słodko kwaśnego np. Tao Tao
1 mango
Ryż gotujemy w lekko osolonej wodzie.
Pierś z kurczka kroimy w paski, dusimy w małej ilości wody z oliwą z oliwek. Solimy, dodajemy pieprzu do smaku. Kiedy woda wyparuje, dodajemy sosu słodko kwaśnego i pokrojone w paseczki mango. Dusimy jeszcze chwilkę. Podejemy. Pycha!
A do przygotowań proponuję posłuchać:
miłego !
1 sierpnia 2012
Jest taki dzień!
Taki dzień, kiedy się nie chce.
Powtarzam jak mantrę: "Żeby mi się chciało, tak jak mi się nie chce!".
Nie wychodzi. Godziny w pracy się dłużą, przerwy jakieś takie krótkie, czuję naburmuszenie i jakoś tak od niechcenia odpowiadam. Mówię sobie- przeczekam.
Żeby przerwać złą passę "Niechcieja" wyciągam koleżankę na zakupy. Odwiedzamy nowe sklepy. Nic nie wpada w oko. A nie! Jest! Fartuch... ("Fartuch??!! To już naprawdę nie ma nic innego do kupienia tylko fartuch?!" -wyobrażam już sobie komentarze.) A co? Ładny, w fioletowe kwiatki! Dobrze leży, trochę musiałam zawiązać na szyi- bo taka długa mi nie urosła, ale poza tym- super. No i cena - idealna.
Wracam z łowem (tak, tak- fartuchem) myśląc, że to znak na kuchenne podboje. O jak bardzo się myliłam...
Kiedy myślicie, że nie może być gorzej- lepiej to cofnąć. Gwarantuję. Może.
Nowy fartuch złożyłam w piękną, zgrabną kosteczkę. Szuflada zasunięta, w myśli przepis gotowy.
Wyciągamy artykuły. Jajka-są! (nie jest tak źle). Makaron- jest! (no i się zaczyna). "Za mało"- myślę.
Dołożę do spagetti farfalle (czytaj kokardki). W garnku bulgocze się woda.
Osoliłam? Osoliłam. Dobrze.
Teraz chwila cierpliwości. Niech się makaron ugotuje.
Czekam.
Jakoś tak się zaczekałam, że zamiast al dente wyszły miękkie kluchy.
No nic- myślę. Może jakoś to będzie. Odcedzam makaron. Połowa ześlizguje mi się do zlewu -super, po prostu idealnie.
Teraz punkt dania- sos ala carbonara. Szybko mieszam makaron, żeby tylko się nie ścięły jajka...
Ścięły się, oczywiście. Jedliście jajecznice z makaronem? Nie??????? Dziwne;)
A teraz gwóźdź programu. Tuńczyk! Taki był od początku przepis.
Pociągam delikatnie za wieczko. Tuńczyk w oleju. Fartuch schowany. Odcedzanie. Powolne...
Nacisnęłam za mocno! Wieko wpadło do środka! Pod ciśnieniem wypuszczając zawartość śmierdzącego (no proszę! niech ktoś mi nie mówi, że tuńczyk pachnie!) tuńczyka na moją świeżo wypraną bluzkę.
Nie... to mnie przerosło. Tłuste plamy- już widzę jak proszek to "łyka".
Przebieramy się. W tym czasie makarony stygną.
Wykładam na talerz papkę. Aparat czeka w etui. Chwała za to... że go nie wyciągnęłam...
Położoną "paćkę" na talerz ogarniam posępnym wzrokiem. Duma nie pozwala nie zjeść. Przełyk nie pozwala połknąć. To chyba pierwsze danie, które wylądowało w koszu. No cóż, jest taki dzień... ;)
Ale ale! Żeby nie było! Zapraszam niedługo na przepysznego kurczaka z mango. Tu- już bez problemów;)
Powtarzam jak mantrę: "Żeby mi się chciało, tak jak mi się nie chce!".
Nie wychodzi. Godziny w pracy się dłużą, przerwy jakieś takie krótkie, czuję naburmuszenie i jakoś tak od niechcenia odpowiadam. Mówię sobie- przeczekam.
Żeby przerwać złą passę "Niechcieja" wyciągam koleżankę na zakupy. Odwiedzamy nowe sklepy. Nic nie wpada w oko. A nie! Jest! Fartuch... ("Fartuch??!! To już naprawdę nie ma nic innego do kupienia tylko fartuch?!" -wyobrażam już sobie komentarze.) A co? Ładny, w fioletowe kwiatki! Dobrze leży, trochę musiałam zawiązać na szyi- bo taka długa mi nie urosła, ale poza tym- super. No i cena - idealna.
Wracam z łowem (tak, tak- fartuchem) myśląc, że to znak na kuchenne podboje. O jak bardzo się myliłam...
Kiedy myślicie, że nie może być gorzej- lepiej to cofnąć. Gwarantuję. Może.
Nowy fartuch złożyłam w piękną, zgrabną kosteczkę. Szuflada zasunięta, w myśli przepis gotowy.
Wyciągamy artykuły. Jajka-są! (nie jest tak źle). Makaron- jest! (no i się zaczyna). "Za mało"- myślę.
Dołożę do spagetti farfalle (czytaj kokardki). W garnku bulgocze się woda.
Osoliłam? Osoliłam. Dobrze.
Teraz chwila cierpliwości. Niech się makaron ugotuje.
Czekam.
Jakoś tak się zaczekałam, że zamiast al dente wyszły miękkie kluchy.
No nic- myślę. Może jakoś to będzie. Odcedzam makaron. Połowa ześlizguje mi się do zlewu -super, po prostu idealnie.
Teraz punkt dania- sos ala carbonara. Szybko mieszam makaron, żeby tylko się nie ścięły jajka...
Ścięły się, oczywiście. Jedliście jajecznice z makaronem? Nie??????? Dziwne;)
A teraz gwóźdź programu. Tuńczyk! Taki był od początku przepis.
Pociągam delikatnie za wieczko. Tuńczyk w oleju. Fartuch schowany. Odcedzanie. Powolne...
Nacisnęłam za mocno! Wieko wpadło do środka! Pod ciśnieniem wypuszczając zawartość śmierdzącego (no proszę! niech ktoś mi nie mówi, że tuńczyk pachnie!) tuńczyka na moją świeżo wypraną bluzkę.
Nie... to mnie przerosło. Tłuste plamy- już widzę jak proszek to "łyka".
Przebieramy się. W tym czasie makarony stygną.
Wykładam na talerz papkę. Aparat czeka w etui. Chwała za to... że go nie wyciągnęłam...
Położoną "paćkę" na talerz ogarniam posępnym wzrokiem. Duma nie pozwala nie zjeść. Przełyk nie pozwala połknąć. To chyba pierwsze danie, które wylądowało w koszu. No cóż, jest taki dzień... ;)
Ale ale! Żeby nie było! Zapraszam niedługo na przepysznego kurczaka z mango. Tu- już bez problemów;)
22 lipca 2012
Ciasto jogurtowe z wiśniami
Owoce letnie. Soczyste, kwaśne.Wiśnie.
Zerwane o poranku. Do ciasta.
Pachnie w kuchni- uwielbiam to!
Dzisiaj przepis najprostszy pod słońcem. A ciasto- najlepsze, jogurtowe, delikatne.
Potrzebujemy:
3 jajka
1 szklankę (250 ml) jogurtu naturalnego
3 szklanki mąki (250 ml)
1, 5 szklanki cukru (białego)
1/2 szklanki oleju
2 łyżeczki proszki do pieczenia
2 łyżeczki cukru waniliowego
ok 2 szklanek wiśni (wydrylowanych)
Wydryluj wiśnie (u mnie manufaktura ręczna- bo kobieta żadnej pracy się nie boi ;)
Oprusz je mąką, aby nie zapadały się w cieście.
Zmiksuj mokre składniki i stopniowo dodawaj mąki.
Można zaczynać standardowo- jajka z cukrem i po kolei reszta- ja wymieszałam wszystko razem, też wyszło :)
Wyłóż blaszkę papierem do pieczenia, dzięki temu ciasto będzie bardziej wilgotne. Użyłam tortownicy o średnicy ok 25 cm.
Ustaw piekanik na 200 stopni, piecz 30 min, a później sprawdź, czy ciasto jest gotowe- patyczkiem:)
Posyp cukrem pudrem...
i jedz! smacznego!
Zerwane o poranku. Do ciasta.
Pachnie w kuchni- uwielbiam to!
Dzisiaj przepis najprostszy pod słońcem. A ciasto- najlepsze, jogurtowe, delikatne.
Potrzebujemy:
3 jajka
1 szklankę (250 ml) jogurtu naturalnego
3 szklanki mąki (250 ml)
1, 5 szklanki cukru (białego)
1/2 szklanki oleju
2 łyżeczki proszki do pieczenia
2 łyżeczki cukru waniliowego
ok 2 szklanek wiśni (wydrylowanych)
Wydryluj wiśnie (u mnie manufaktura ręczna- bo kobieta żadnej pracy się nie boi ;)
Oprusz je mąką, aby nie zapadały się w cieście.
Zmiksuj mokre składniki i stopniowo dodawaj mąki.
Można zaczynać standardowo- jajka z cukrem i po kolei reszta- ja wymieszałam wszystko razem, też wyszło :)
Wyłóż blaszkę papierem do pieczenia, dzięki temu ciasto będzie bardziej wilgotne. Użyłam tortownicy o średnicy ok 25 cm.
Ustaw piekanik na 200 stopni, piecz 30 min, a później sprawdź, czy ciasto jest gotowe- patyczkiem:)
Posyp cukrem pudrem...
i jedz! smacznego!
1 lipca 2012
Sielanka
Taaak, czasmi trzeba się zatrzymać. Spojrzeć na to wszystko z innej perspektywy.
Właśnie takie miejsce jako to, pozwala nabrać dystansu, odpocząć.
Mała wioska, położona w Górach Izerskich, otoczona zielenią, spokojem, ciszą. Dom z duszą, skrzypiące podlogi, pachnące drewno obok kominka, wykonanego z kafli. I co z tego, że lato? Wieczory mogą być chłodne, a trzaskającym ogniem w kominku chyba nikt nie pogardzi...
Potok, który szumi tuż przy domu, budzi mile rano. Śpiew ptaków za oknem, bzycząca mucha, która dobija się do szyby. Wstajemy. Leniwie, powoli.
Śniadanie? Tak, śniadanie.
Mały okoliczny sklepik, pachnące drożdzówki. Kawa z ekspresu, za którą wkładamy 1 zł do skarbonki gospodarzy.
Perspektywa dnia bez gonitwy, bez "Celów", "Zadań na wczoraj". Spokojny oddech. Szum drzew. Jest pięknie...
Gotowanie? Oczywiście!
W takim momencie sama przyjemność. Wynosimy talerze na ławkę przed domem. Świeci słońce, przyjemnie ogrzewa plecy.
A później? Rowery, spokój okolicy, gdzie pasą się krowy, gdzie biegają konie. Auta? Jakie auta?
Cicho. Spokojnie. Można pomyśleć.
Tego mi było trzeba!
Subskrybuj:
Posty (Atom)